Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Pią 20:48, 03 Lut 2006 Temat postu: dziennik Elizabeth Heather |
|
|
2 dni przed odlotem
Właśnie wróciłam od Phil'a. Nie chce go zostawiać, ale wiem że muszę. Mam tyle spraw do załatwienia... Phil mówi oczywiście to samo
-Poradze sobie... Naprawdę. Ojciec bardziej cie teraz potrzebuje... No i Michael... -
-Michael... Tak. Ja sie boję tej rozmowy. Jego reakcji. Wiem, że mnie kocha, ale...-
-Właśnie! Kocha cię wiec zrozumie! Musi zrozumieć, wiesz o tym.. Liz: prosze cie powiedz szczerze... Masz wątpiwości? Nie sadze żebyś bała sie przełożyć ślub? Nie o to chodzi, prawda?-
Nastapiła chwila ciszy... Nie wiedziałam co mam mu odpowiedziec. Miał rację, ale ja nie moglam... nie chciałam mu powiedziec... Ma dosyć własnych kłopotów. Philip wyraźnie zrozumiał o czym myśle:
-Dobrze, więc... Jutro mam wolne. Chce cały dzień spędzic z tobą.
Nie wracaliśmy juz do tematu Michaela, ale jak tylko wróciłam zaczelam się zastanawaić. Tak, mam watpliwości. Kocham go, bardzo, ale... nie chce go skrzywdzic, unieszcześliwic, okłamywać. Phil jest jedyna osoba na tym świecie która mogłaby mi pomóc, ale go o to nie poproszę, nie teraz... Teraz mamy za dużo problemów: ja, on, oboje... i jeszcze ojciec. Za dwa dni go zobaczę. Muszę do tego czasu uporządkować mysli... Chce pomagac ludzia, a sama z soba sobie nie radzę?! Czuję się taka zagubiona...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Sob 15:16, 04 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Dzień lotu
Wczorajszy dzien był wspaniały. Nie pamietam kiedy ostatnio tak dobrze się raem bawiliśmy. Nie rozmawialiśmy ani o Michaelu, ani o matce i ojcu, ani o Caroline. Dla mnie każda chwila z Phil'em jest cenna. Tak żadko sie widujemy. Jednak to może się zmienić. Wyznał mi wczoraj, że teraz może wróci do Anglii. Tak bardzo sie ucieszyłam, ale wiedziałam że kiedy to mówił myślał o Caroline. W koncu tylko przez nią tu przyjechał. Nie wiem jak ona mogła go tak skrzywdzić! Nie moge tak tego zostawić, o nie... Już wszesniej wydusiłam z niego, że prawdopodobnie jest teraz w Chicago. Musze tam jechać. Jeszcze nie wiem co zrobię, ale mam czas...
Jak tylko wróciłam do siebie zadzwonila Jane:
-Lizzy! Jak ja cie dawno nie slyszałam! Jutro wyjezdzasz prawda?
-tak, jutro. Co u ciebie słychac?-
-U mnie? Eee.. nic ciekawego, ja nie mam takiego interesującego życia jak ty!-
-Interesującego? Jeśli tak to można nazwać, ale nie będziemy o tym mówić, po co dzwonisz?-
-Oj, Liz, co tak oficjalnie! Chce wiedziec kiedy planujesz wrócić do Londynu?-
-Pewnie za jakieś trzy tygodnie, napewn za cztery, wtedy kończy mi się urlop-
-Tak! Urlop! Ty i urlop, aż się dziwię gdy to mówie. Założe się że pomagałaś Phil'owi tam w Sydney...-
-Jenny, prosze cię-
Długo jeszcze rozmawiałyśmy, Jen zawsze potrafi mnie rozbawić.
Teraz siedze tu na lotnisku i czekam. Nie wiem czy powinnam lecieć... Mam złe przeczucia. Nie glupoty gadam, to pewnie dlatego że wiem że będę tęsknic na moim bratem. Przed chwilą przysłał mi sms: "Będzie dobrze siostrzyczko, pozdrów ojca i Michael'a. Miłego lotu. Phil" Wiem że nie miał czasu zadzwonic, w telewizji slyszałam że był jakiś wypadek w centrum, pewnie ma urwnie glowy w szpitalu. Wbrew temu co myśli Jen wcali mi sie nie spieszy do tego wracać. Nie wspomnialam jeszce że wczoraj, późnym wieczorem zadzwonil Mike. On chyba sie domyśla że chce przełożyć nasz ślub. Wie że ojciec i Phil sa dla mnie bardzo ważni, a teraz nie potrafili by sie cieszyc moim szczęściem tak jak bym tego chciala. Jego telefon mimo wszystko dodał mi otuchy...
Wlaśnie wzywają pasażerów lotu 15 do Nowego Jorku. Ide.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Sob 16:55, 04 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Dzien po katastrofie
Nadal nie mogę uwierzyć w to co sie stało! Mój samolot rozbił się na wyspie, nie wiem czy bezludnej... To stało sie wczoraj, ale nie byłam w stanie pisać. Obudziłam się, a wokolo było pełno trupów, panował chaos. Niewiele pamiętam, bo po wybuchu silnika samolotu starcilam przytomność, a to co pamietam to takie strzępki wydarzen w nieładzie, że nawet nie ma sensu tego opisywać. Dopier dzisaj doszłam w pełni do siebie, przynajmniej na tyle by wiedziec co sie dzieje w około. Pomyślałam sobie "Masz za swoje! Trzeba bylo ufac przeczuciom i nie wsiadac do tego cholernego samolotu, nie rozbilabys sie na tej cholernej wypie, wśród tej cholernej dziczy!" Byłam okropnie zla, dopiero kiedy przypomnialam sobie o biednym Darsie, ktory mógł teraz bląkać sie nie wiadomo gdzie, może nawet nie żył. Na szczęście dowiedzialam sie od jakiejś dziewczyny, Rachel, że go widziala przy jaskiniach. Poszlam go poszukać. Na jego widok od razu poprawil mi sie humor. Chcialabym bys taka beztroska jak on... Nie zdaje sobie sprawy z tego co się stało i nic go to nie obchodzi... ale to w koncu tylko pies. Tylko pies, a jednak nie wiem co bym bez niego zrobila, dostalam go od Phil'a na 24 urodziny, zawsze chcialmam miec psa.
Będąc w dżungli nie zauważyłam niczego niepokojącego. Wydało mi się nawet że jest tam dosyć ładnie. Razem z Darsem poszliśmy nad wodospad. Tam było naprawde pięknie! Szum wody mnie uspokoił, gdy nagle przerwał mi jakiś facet z ironią twierdząc, że nie jestem bezpieczna sama w dzungli. Gdy juz odszedł pomyślałam sobie "Niebezpieczna? Mam przecież Darsa, a poza tym to ten rok w wojsku na coś sie może przyda" Tak, chyba pierwszy raz w życiu bedę miała taka okazję. Kiedy poszlam na medycyne zawsze myślałam, że to byl stracony rok, że głupio zrobilam. Może jednak nie? Gdybym tylko miala jakąś broń... Przydałaby sie tutaj jestem tego pewna. Ta wyspa jest jakaś dziwna... O! Jakieś zamieszanie na plaży... Potwór?! Jaki potwór?! Dars zaczął warczeł, coś sie dzieje...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Nie 10:01, 05 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Dzień po katastrofie - c.d.
No więc był potwór. Cztery osoby jakis czas uganiały się za nim po dżungli, później inni poszli ich szukać... Jednym słowem wielkie zamieszanie... Ja zostałam na plaży i dobrze zrobilam. Rachel, ta dziewczyna dzięki której znalazłam Darsa, gdy juz wróciła (a raczej została przyniesiona) prosiła żeby zszyc jej bark - musiałam iść do wraku po apteczke, co wcale nie było miłym przeżyciem. Wieczorem przyszło do naszegpo obozu dwóch... cóz szczeże mówiąc nie wiem co lub kto to był, ale nieźle sie ubawili. Wywiązał sie istny cyrk. Kilka osób było pijanych i kpilo sobie ze wszystkiego, gadali i robili głópoty... To było żenujące. Pomyślałam sobie "Gdzie ja jestem?! Czy to jeszcze jest Ziemia?! Ta wyspa jest jak wyjęta z filmu s.f.!!! Czy mysmy wpadli w jakies kontinuum miedzywymiarowe? A może porwali nas kosmici?! Niee, my z pewnością nie żyjemy albo jeszcze sie nie obudziliśmy, a to wszystko to masowa fata-morgana!!!" Byłam zła, zdenerwowana i mocno poirytowana tym wszystkim. Nawet nie zauważylam kiedy zasnełam... Obudzil mnie Dars - byl nad wodospadem!!! Żeby wiedział jak mnie rozzłościl! Jest najblizszą mi istota na tej wyspie i nie chce żeby coś mu sie stało...
Gdy znowu sie polożylam zaczelam rozmyslać... Nikt nas tu nie znajdzie, przynajmniej nie tak od razu... i chyba nie tylko ja tak myślę. Ciekawe czy tam, w cywilizowanym swiecie juz wiedza o katastrofie lotu nr 15 z Sydney do Nowego Jorku? Pewnie tak... Biedny Phil, Michael... Co oni sobie teraz mysla? Pewnie, że nie zyję... To wszystko mnie przytlacza... nie dosyć mialam problemów?! Nie! Musialam przeżyc katastrofe lotniczą i trafic na piekielną wyspe zamieszkana przez... no właśnie przez co?!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Nie 19:12, 05 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
trzeci dzień na wyspie...
Dzisiejsza noc była okropna. Miałam okropne sny... Krew, mnóstwko krwi... Stałam w morzu krwi, a dokoła czaiły się cienie dziwnych stworów, miały czerwone, przerażające oczy... Nagle znalazłam się w lesie, usłyszałam dziwne odgłosy w głębi, zaczełam uciekać, miałam zakrawawione nogi, byłam wyczerpana, ale biegłam przed siebie... aż spadłam w przepaść, leciałam tak i leciałam w nicość...
Gdy sie obudziłam byłam zlana potem... bałam sie znowu zasnąć, tłumaczyłam sobie ten koszmar wydażeniemi poprzedniego dnia - moja podswiadomość przekształciła rzeczywistość w przerażający obraz jaki mi sie ukazał... zmęczenie wreszcie zwyciężyło i znowu zapadłam w sen...
Widzialam obrazy z dzieciństwa, mnie i Phil'a jako dwójke beztroskich dzieci i nagle... obudziłam się... doznałam tego okropnego uczucia, tego samego co wtdey przed laty... długą walczylam z przeczuciami, ale wreszcie to do mnie dotarło... Philip'owi cos sie stalo, jestem tego pewna, tak samo jak wtedy... przed dwunastoma laty...
Był deszczowy wieczór, siedziałam w domu, mialam wtedy 14 lat. Philip pojechał przed trzema dniami do Liverpool'u, odwiedzić jakiegoś kumpla, miał wrócić tego dnia ok. 21. Nie mogłam sie doczekać, poszłam do siebie, nagle poczułam coś dziwnego, uczucie lodowatego zimna przeszyło mnie na wskroś, a chwile później doznałam takiego bólu w klatce piersiowe, że myslałam, że sie uduszę... To wygladało na kolejny atak duszności, ale nie... Znikło tak samo nagle jak sie pojawiło... Wiedziałam, wiedziałam że z moim bratem stało sie coś bardzo zlego, zbieglam na dół z krzykiem, ojciec mi nie werzył, matka jeszcze nie wrocila z dyżuru. Siedziałam jak skamieniala nie wiedzac co zrobić, pół godziny później zadzwonila matka. Ojciec gdy odłożył podszedl do mnie ze smutną miną, chyba nie wiedział co ma powiedzieć:
-Phil! Cos z nim tato! Ja wiem wszystko! Jedzmy tam!!!-
Ojciec nie zadawal pytań, pojechaliśmy do szpitala. Philip miał wypadek... był poważnie ranny... Rodzice próbowali mnie przygotowac na to że może tego nie przeżyć... Lekarze przez 14 godzin walczyli o jego zycie, długo dochodzil do siebie, ale z czasem wyszedł z tego. Jednak ja nigdy nie zapomne tego uczucia... Jak później się dowiedziałam Philip miał wypadek dokladnie o 20.23... nigdy nie zapomnę tej godziny i tego bólu...
Wczoraj poczułam dokładnie to samo. Nie wiem nawet kiedy znowu zasnelam, ale sen był tylko udręka jak wszystko inne... Rano nie potrafilam sobie poradzic. Rozpłakałam się i pewnie nic innego nie robiłabym cały dzień gdyby Rachel i Kacper do mnie nie podeszli... Musialam się przy nich uspokoić, nie chciałam żeby zadawali pytania... nie potrafilabym na nie odpowiedziać...
Nie wiem dlaczego sie tu znalazłam, na tej wyspie wśród tych wszystkich ludzi, ale nie wierze że to był przypadek. Jesteśmy tu już trzeci dzień, ratownicy powinni byli juz nas znaleść... Myślę, że tak ja jak i każda inna osoba która przeżyła ta katastrofę znalazła się tutaj w jakimś określonym celu... Nie znajduje bardziej racjonalnego wyjaśnienia... Przeznaczenie? Kara?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Wto 23:14, 07 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
piąty dzien na wyspie...
To już piaty dzień... ale czego ja sie spodziewałam? w końcu tej wyspy nie ma na żadnej mapie... Spędzimy tu pewnie "troche" czasu, wiec wczoraj postanowilam zwiedzic zachodnia część tego więzienia... Sa tam glównie wydmy, brzeg jest inni niż tu na półocy - stromy, klifowy. Krajobraz jest raczej monotonny, a jednak piekny... Wszystko jest takie... naturalne, nie naruszone przez czlowieka... Spedziłam tam prawie cały dzień. Gdy wróciłam wybrałam sie do dżungli po troche owoców na zapas. Bylo juz ciemno, ale bynajmniej mi to nie przeszkadzało... Od dwóch dni z nikim nie rozmawiałam... Nie mam na to ochoty. Dużo myśle, głównie o Philip'ie... Wszystko jest mi takie obojetne... Chcialabym go tylko zobaczyć. Wpatruje sie w zdjęcia ktore miałam przy sobie. Jestem na nich ja, Phil i Michael - cztery miesiące temu kiedy bylismy w Rzymie. Tęsknota doskwiera mi bardziej z godziny na godzinę, ale nie pozostaje mi nic jak sie z nia oswoic... Dziwi mnie jedno - ci wszyscy ludzie z którymi tu wylądowałam zachowują się tak jakby ta katastrofa była im na rekę, jakby to nie było dla nich nic niespodziewanego...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Czw 15:44, 09 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
siódmy dzień na wyspie...
Czuje się coraz bardziej samotna... Tęsknie za Michael'em bardziej niz kiedykolwiek, pewnie dlatego, że moge go juz nigdy nie zobaczyć. Przed katastrofą widywalismy sie rzadko - on ciagle wyjeżdżał, taka praca, wiedziałam co mnie czeka jesli sie z nim zwiaże i dlatego przyzwyczaiłam sie do jego nieobecności. Nawet to ze zamieszkalam w Liverpool'u przynioslo wymierne skutki, dlatego wróciłam do Londynu... ale taki był uklad, a teraz? Z dnia na dzień nadzieja, że sie stąd wydostanę znika... Czuję się tym gorzej, że otaczają mnie sami zakochami... Rozbilismy sie tu siedem dni temu, a tu juz prawie każdy ma pare... To dziwne, niektórzy musieli trafić w takie miejsce żeby znaleść swoja drugą polowę...
Wczoraj niewiele się działo... Zbudowałam sobie "domek". Przeszukałam wrak i udało mi się znaleść kilka urzytecznych rzecz... Efekt koncowy jest zadowalający... Śpi się zdecydowanie lepiej niż na mokrym piasku pod gołym niebem. Nic mi sie nie śnilo tej nocy... Kompletna pustka... Lepsze to niż koszmary.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Nie 15:13, 12 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
dziewiąty dzien na wyspie...
Ostatnio zaniedbałam dziennik... ale nic szczególnie ciekawego sie nie dzialo... przynajmniej do wczoraj. Wczoraj jak dla mnie działo sie aż za dużo.
Tak jak planowaliśmy wieczorem wyruszyliśmy na południe. Nie obyło sie po drodze bez wrażen... Znaleźliśmy jakis obóz. Na namiotach były narysowane dziwne znaki, a w jednym z nich była masa trupów, a Tommy znalazł jakąś laleczke Voodoo... Z tego co powiedziala później Nekisha wynika, że w tej laleczce uwieziona jest dusza jakiejś osmioletniej dziewczynki, ale nie można jej uwolnic bo wtedy spróbowałaby zawladnąć ciałem jednego z nas. To okropne... Gdy juz przedostalismy sie na południe spotkaliśmy dwójkę innych rozbitków z naszego samolotu... Nieweile pamietam bo na tym etapie podróży byłam juz tak zmęczona, że nie zwracajac uwagi na nikogo poszlam spać na plażę. Obudzilam sie dopiero teraz. Jak widze większość rozbitków z północy jeszcze spi, a ja nie wiem co robić. Chcialabym już wracać... Zazcekam aż inni sie obudza....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Nie 15:33, 12 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
dziesiąty dzień na wyspie...
Nie zabawiliśmy długo na południu... Wczoraj wróciliśmy na naszą część wyspy. Byłam cały czas zmeczona, dziwnie sie czułam na "ich" plaży i źle spałam, więc gdy wróciliśmy od razu się polożyłam. Nawet nie zauważyłam jak wygladała plaża. Gdy się obudziłam nie moglam uwieżyć swoim oczom! Wszystko było porozrzucane, jakby ktoś tu czegoś szukał... Dowiedziałam się, ze byli tu Inni. To okropne! I pomysleć, że gdybyśmy nie poszli na południe mogliby nas tu zastać... aż strach pomyslec co mogliby z nami zrobić... Zebrałam swoje rzeczy, napilam sie troche wódki i poszlam sie przejść. Zawróciłam gdy usłyszałam wybuch. Słyszałam cos o bunkrze i bombie którą Tommy zabrał z poludnia, więc postanowiłam wrócić. Nikogo nie było na plaży, więc napilam się troche i poszlam poszukać tego bunkra. Nie było trudno go znaleść, gdyż czuć było jeszcze spalenizne po wybuchu... W środku wyglada jak jakieś laboratorium. Jest tam tez magazym z bronią, ale nie mozna go otworzyć - potrzebny jest kod dostępu... Widziałam także komputer, podobno działa, ale watpie żeby dało sie z jesgo pomoca wezwać ratunek... Kiedy wchodzilam do bukra slyszalam część rozmowy... Mówili cos o klonowaniu, eksperymentach rządowych... Hmmmm... Czy to możliwe, ze jsteśmy cześcia jakiegoś ekspertmentu? To wszystkoo nie ma sensu... Nasz lot ani ta wyspa podobno nie istnieje, a jednak znajduje sie tu jakies tajne laboratorium, otaczaja nas potwory i demony oraz grupa Innych... Powinnismy już dawno nie życ, zaloże się, że inni dysponuja bronia, wiec dlaczego trzymaja nas przy zyciu? Dlaczego pozwolili nam otworzyc ten bunkier?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Śro 19:50, 15 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
trzynasty dzień na wyspie...
Dzisiaj nad ranem mialam dziwny sen... Wydawało mi sie, że ktos woła pomocy... To było takie realistyczne, że gdy sie obudzilam zwątpilam czy to byl tylko sen... Jakoś szczegolnie nie zaprzatalo to jednak moich mysli, bo jak tylko wyszlam ze swojego namiotu spoktkalam Kacpra, który powiedzial mi cos dziwnego - twierdzi, że na zachodnim krańcu wyspy jest jakieś gniazdo demonów, ze tam jest ich najwięcej i nie wolno sie tam zapuszczac. Zupełnie nie wiem czemu, ale strasznie chcialabym tam pójść... ale chyba sie nie odważe... jeszcze nie jestem na tyle zdesperowana... Chociaż niewiele mi brakuje... Ostatnio nic tylko jem i śpie... Troche mi już to wszystko zaczyna obojetnieć... Często mysle o Phil'u i o Michael'u... Najbardziej martwi mnie to, ze oni myslą, że ja nie żyję... Mam tylko nadzieje, że Philip... że on wie... Kiedys bylabym tego pewna, ale nie dzisiaj... Chociaz to może lepiej? Lepiej, że "tego" nie ma? Czasami chcialabym zeby to co mówił mój brat było prawda, że to nigdy nie wróci, ale ja wiem, że nawet on nie wierzył w swoje slowa... Wróci... Takie moje przeznaczenie... Ciekawa jestem co by było gdybym spróbowała... Nie... wole tego tu nawet nie pisac... Ktoś jeszcze znajdzie moj dziennik i pomysli, ze jestem nienormalna...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Pią 16:07, 17 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
piętnasty dzień na wyspie...
Wczoraj stało sie znowu cos dziwnego... Fale wyrzuciły na brzeg jakieś dziwne stworzenie – trochę podobne do tygrysa, ale od niego większe. Z jego oczu ciekła krew, a nogi miał związane. Razem z Kacprem zrobiłam mu sekcje zwłok, a potem Tommy go spalił – to stworzenie miało takie samo narządy jak człowiek… Już mnie to nie dziwi, na tej wyspie spodziewam się wszystkiego... Mój światopogląd został zaburzony... i pomyśleć, że gdybym nie wsiadła do tego samolotu... Zaczynam się obwiniać. Wystarczyło zaczekać jeden dzień, jeden głupi dzień! Powoli dociera do mnie okropna prawda - mogę nigdy sie stad nie wydostać... Nigdy nie zobaczyć Michaela, Philipa... Nigdy... Mogę tu umrzeć, zapomniana, daleko od wszystkich i wszystkiego, co kocham... co kochałam... Mam tu dużo czasu na myślenie... Za dużo... W najgorszych chwilach wracają wspomnienia... Z dzieciństwa... Z wypadku...Jak dziś pamiętam, jakim byłam kiedyś wyrzutkiem - nie tylko dla innych, ale dla samej siebie... Nienawidziłam siebie, chociaż nie wiedziałam dlaczego... Az zobaczyłam światło - światło w ciemności, które pomogło mi sie pozbierać... Ono zawsze wracało, gdy myślałam, ze to koniec, ze nie czeka mnie nic prócz śmierci... Teraz czuje się właśnie tak... Dręczy mnie pytanie - czy i tym razem pomogą mi sie pozbierać? Wstać i walczyć? Jest tylko jedno „ale”... czy tu... tu i teraz tego chce? Może... może lepiej byłoby... Śmierć... Ta myśl dzisiaj zaczęła władać moim umysłem... Spoglądam na zachód... Śmierć... Byłabym wolna, wolna od wszystkiego... Dla mnie byłby to koniec, ale... ale tez początek... początek tego, na co zawsze czekałam, na co zawsze sie przygotowywałam... Może śmierć to jedyna ucieczka z tej wyspy…?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Pią 20:48, 17 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
pietnasty dzien na wyspie c.d.
Co ja robie?! Co robie?! Przestałam sie ciąć jak mialam pietnaście lat! Nie wiem dlaczego to zrobilam... Myślałam, że... ze bedzie mi lepiej... kiedys pomagało, ale... teraz... teraz chyba nic mi nie moze pomóc... no moze oprocz... oprócz śmierci!!! Nie! Ja nie moge umrzeć... jest za wcześnie.. ale... Nie! Ja tego nie wytrzymam... Gdyby nie wspomnienie Philipa i Michalea to pewnie już by mnie tu nie było... "Jedna żyletka, jedna żyła, jedno życie, jedna chwila" powtarzałam sobie to wtedy... Siedziałam na podlodze, powtarzałam to w myślach i... czułam, ze tylko kilka minut dzieli mnie od... od wolnosci... Teraz... moglabym wreszcie opuscic tą wyspę... Tą cholerną wyspe, to wiezienie!!! Co ja mam zrobic... Phil...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Sob 14:06, 18 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
szesnasty dzień na wyspie...
Co ja zrobilam?!?! Wlaśnie obudzil mnie jakis huk... to na południu... Wczoraj przesadziłam, miałam załamanie nerwowe, to był najgorszy dzien ze wszystkich na tej wyspie... Pociełam swoja rekę... Ostatnio zrobilam to jedenasnie lat temu! Ale tym razem przesadziłam... Stracilam sporo krwi... Jestem... jestem taka slaba, że z trudem to pisze... Wczoraj jedyną rzeczą, ktorej pragnelam byla smierć... dzisiaj, kiedy jest tak blisko.. Dzisiaj chce żyć... Przysnił mi sie Philip... ja wiem, że to coś znaczy.. On.. Oni... nie chca mojej smierci... ale ja czuje, ze ona jest blisko... Nie mogą mnie tak zostawić! Nie mogą, prawda?! Skoro nie chca mojej smierci to musza mi teraz pomoc, bo sama sobie nie poradzę... Wszyscy są na poludniu... Jestem tu sama... Nie chce umrzec... nie tutaj... nie teraz...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Pon 15:27, 20 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
osiemnasty dzien na wyspie...
Jestem na południu. dotarłam tu przedwczoraj. Kiedy teraz o tym mysle to sama nie wiem jak mi się to udało... Wiem, ze oni mi pomogli... Pierwszy raz na tej wyspie czułam to tak wyraźnie... Teraz czuje się bezpieczniejsza... Cokolwiek sie stanie bedzie dobrze... Poprostu to wiem... Czuje się coraz lepiej. Na poludniu jest nieźle, ale wole północ... chyba powoli sie przyzwyczajam. Chce tam wrocic dzisiaj albo jutro. Nigdzie mi się nie spiesz, no moze brakuje mi troche mojego namiotu.
Wczoraj wiele się działo. Poszłam do tych podziemi o których mowili inni. dopiero tam uświadomiłam sobie powagę sytuacji. Mieli tam materiały o wszystkich rozbitkach! Znalazłam wiele o sobie - wszystko zabrałam. Najbardzie dotknął mnie widok fotografii Davida... Wróciły wspomnienia... Mineło siedem lat, ale ja nadal czuje sie winna... Do dzis pamietam wzrok jego ojca... Mówił wszystko - on uważał, że ja zabiłam jego syna... Wkładam tu dwa ze zdjęć. Nie wiem skad mogli je wziąć - to jedne z moich ulubionych. Pierwsze robiła Jane przed dwoma laty - jestem na nim z Philipem; drugie to zdjęcie Darsa.
Wieczorem kiedy przegladałam to co znalazłam poczułam dziwny chłód, a potem głos. Powtarzał jedno slowo "númen"... Nie wiem co to miało znaczyć... Wiem, że chcą czegoś i mysle, że za kilka dni powinnam wybrac się na zachód...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lizzy dnia Wto 20:17, 14 Mar 2006, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Nie 18:47, 26 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
XXIV dzień na wyspie...
Wczoraj postanowiłam pójść na zachód. Miałam sny… Wiedziałam, że powinnam… Siedziałam tu cały wczorajszy dzień – nic się nie stało… Stało się dzisiaj…
Było już dosyć późno, kiedy się obudziła z dziwnym przeczuciem. Nagle zaczął padać ulewny deszcz. To było o tyle dziwne, ze nad reszta wyspy świeciło słońce! Nie miałam gdzie się schować. Nawet nie miałam ochoty się chować. Po kilku minutach deszcz ustał. Pojawiła się tęcza. Stałam tam przemoknięta, głodna i zaskoczona i nie wiedziałam, co mam robić… Wtedy się stało. Poraził mnie blask… Upadłam. Byłam bliska płaczu, kiedy ich zobaczyłam. Zatkało mnie. Wiedziałam, że cos się stanie, ale nie, że… że oni… przyjdą…
-Masz rację. Należy ci się wyjaśnienie. – powiedział Kalmir.
Nie odpowiedziałam.. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
-W myślach prosiłaś o wyjaśnieni. Uznaliśmy, że powinnaś je dostać – powiedział widząc moje zakłopotanie – jest jeszcze jeden powód. Nie potrafisz sobie jeszcze radzić ze swoim darem. Tutaj i teraz mogłoby ci to bardzo zaszkodzić. Mam cos dla ciebie.- powiedział i podał mi… podał gilmaril…
-Dziękuję. – powiedziałam otrząsając się z szoku, jakiego doznałam. Założyłam gilmaril na szyje.- Co ma znaczyć „tutaj i teraz”?- „Czy to możliwe żeby wiedzieli o klonach,… naukowcach…” pomyślała.
-Zapominasz, że widzę twoje myśli – przerwał mi Kalmir z lekkim uśmiechem – Nie, nie to mam na myśli. To, co dzieje się na tej wyspie nie jest nasza sprawa. Chodzi mi o cos innego. O cos, o czym ani ludzie na tej wyspie ani ich twory nie wiedziały, kiedy tu przybyli. To było tu o wiele wcześniej. – na chwile przerwał. Po chwili zaczął ciągnąć – Na tej wyspie znajduje się jedno z siedmiu przejść. Wrót do naszego świata…-
-Tutaj?! To, dlatego… dlatego moje siły wzrosły.-
-Tak. Ta bliskość przejścia dodaje ci energii.-
-Czułam, że to miejsce jest niezwykłe…, ale… ale… czy wy wiedzieliście? Czy wiedzieliście, że tu trafię?!-
-Nie. Nie ingerujemy w twój los na tym świecie. Dopiero, gdy się dopełni…-
-Tak wiem. – przerwałam mu- Więc to przypadek…-
-Niezwykły przypadek. Jest jeszcze coś. Jakiś czas temu przez tutejsze wrota wydostało się z naszego świata kilka demonów. Napotkały na tej wyspie inne demony, z waszego świata.-
-Dlaczego ich nie zniszczycie?!-
-Po tej stronie wrót nie mamy na nie żadnej mocy. Zrobiliśmy dosyć nie pozwalając im stąd uciec. Chronimy te wyspę niewidzianą bariera, która powstrzymuje także demony z tego świata. Nie zmienia to faktu, że są one niebezpieczne dla tych, którzy przebywają na samej wyspie. Dlatego mam dla ciebie jeszcze coś. To sztylet wykuty ze srebra z Heltern. Jeden z siedmiu. Demony się go boja. – wzięłam sztylet. Widziałam go kiedyś, Kalmir mówił mi o nich dawno temu. Siedem świętych sztyletów z Heltern, każdy ma inna moc. Ten, który mi dawał to sztylet demonów.- Wiesz jak się nim posłużyć, prawda?-
-Tak wiem… Mam jeszcze jedno pytanie. Jeśli wrota ktoś znajdzie?-
-Nikt oprócz ciebie nie może ich zobaczyć. Są niewidzialne i w dodatku dobrze ukryte.- powiedział i przez chwile patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem. – Nie bój się. Twój los dopełni się w odpowiednim momencie. Będę nad tobą czuwał… - po tych słowach po prostu zniknął, ale przedtem słyszałam w myślach jego słowa…
Byłam w lekkim szoku. Po tym wszystkim stałam przez kilkanaście minut jak skamieniała… Jego słowa… Sama jego obecność… to wszystko docierało do mnie bardzo powoli… Gdy wreszcie się otrząsnęłam postanowiłam wracać. Dostałam to, co chciałam. Schowałam sztylet i ruszyłam plaża w stronę północy, cały czas nie mogąc zrozumieć – jak mogłam trafić akurat tutaj? Akurat w miejsce gdzie znajdują się wrota?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Wto 18:26, 28 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
XXVI dzień na wyspie...
Tyle się ostatnio wydarzyło... co najzabawniesze chyba rzecza, która najmniej mnie martwi jest wizyta Kalmira i wrota. To chyba dlatego, że przez kilka dni miałam dziwne przeczucia i w pewien sposób przygotowałam się na jakąś niezwykłą wiadomość. Cały czas noszę przy sobie gilmaril i sztylet. Pamiętam jak w przeszłości wykorzystywałam moje moce do zabawy. W szkole średniej zawsze wiedziałam wszystko o wszystkich. Największe plotkary przychodziły do mnie po newsy. Teraz inaczej do tego podchodze. To nieuczciwe patrzec na czyjeś mysli. To zupełnie jak podglądnie, a nawet gorsze... Dlatego nigdy nie zdejmuje gilmarilu. Bez niego mogłabym niechcacy dowiedzieć sie za wiele...
Wczoraj znowu miałam przeczucie. No i znowu mnie nie myliło. Na południu spotkałam Izabel. Nie byłam dla niej zbyt uprzejma, ale nie wiem jak mogła sie spodziewadz czegoś innego?! Chciała wyjść za niedoszłego morderce swojego brata. Nawet jesli go kochała... Nie bardzo mnie to obchodzi. David nie żyje i nic tego nie zmieni, ale mimo wszystko nienawidze Kamila z całego serca. Zreszta ona nie wie o nim polowy tego co ja. Nie mam ochoty jej uświadamiać. To nie jest miejsce na takie wyznania. Zreszta, ona chyba nie chce tego wiedzieć, inaczej powiedziałaby mi o swoim slubie. Wielu rzeczy nie wie o Kamilu, a jeszcze wiecej o mnie. Nie wiem jak ona ma czelnośc nazywac mnie swoją najlepsza przyjaciółką?! Jane jest moją najlepsza przyjaciółka, nawet gdybym już nigdy nie miała jej zobaczyc.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Nie 19:54, 16 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Przeszukując moje rzeczy znalazłam dziennik... Zaniedbałam go... chyba nie ma sesu wszstkiego nabrabiać...
Retrosepkcje
-Liz! - Philp krzyczał z dołu. David spóźnił się, ale ona jak zwykle nie gotowa. Szybko dokończyla makijaż, jeszcze perfumy i zbiegła roześmiana na dół. David rozmawial z jej bratem.
-Phil, napewno nie chcesz jechać? - spytała łapiąc go za rękę.
-Ile razy moge Ci powtarzac kotku? Obejrze sobie w telewizji, nie jestem maniakiem... - odpowiedzaił jej uśmiechając sie.
-Nie chce poganiać, ale nie chcemy się chyba spóxnić? - wtrącił David, ale nie był zły, nigdy nie potrafił się na nia złościć.
-Dobra... cho... chodzmy... - dziewczyna poczuła nagły ból głowy, oboje zauwazyli, że coś jest nie tak. - Idz do samochodu.... David... Zaraz przyjdę.
Nie zadawal pytań, jakby wiedzial, że nie chcialaby na nie odpowiadać. wyszedł.
-Liz, co się dzieje?! - Philip jak tylko zamknely sie drzwi, przestal udawać.
-To chyba... ten atak... Nie wiem, odkąd się tu wprowadzilismy...
-Liz, jutro szukamy innego lokum, nie będę ryzykował! Nic nie mów! Chyba nie pojedziesz...
-Nie jest aż tak źle, nie chce go martwić... Pójde już... Prosze, Phil... - powiedziała, widząc, że brat nie jest zbyt zadowolony z jej decyzji.
-i tak zrobisz cobędziesz chciała.
-No juz, nie gniewaj sie, bo nie będę mogla sie cieszyc nawet ze zwyciestwa.... - powiedziala siląc się na uśmiech. Philip tez sie uśmiechnął.
-No dobrze... - pocalował ją w czoło. Drzwi się zamkneły, dziewczyna złapala sie ściany próbując zlapać powietrze.
-Musze... On nic nie zauwazy. - zebrała się i zjechala na dół. Przed budynkiem czekał David w samochodzie. Liz rozpromieniona wsiadła do środka. Nie odzywali się, nie bylo to nawet tak dziwne, to był wazney mecz, mozna było wszytko zrzucić na emocje.
Negle Lizzy dostała ataku, ostatnio zdarzały sie czesto, były to nagłe przypływy energii z ktora jeszcze nie umiala sobie radzić, nie potrafiła nad tym zapanować. David stracił kontrole nad pojazdem, nic więcej nie pamietała...
Samochód uderzył w ciężarówke. David zginął na miejscu, Liz w stanie krytycznym została przewieziona do szpitala...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lizzy
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze Śródziemia...
|
Wysłany: Pon 22:47, 17 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Nienawidze tej wyspy, tego dziennika zreszta tez, wszytkich dookoła nienawidze... Nienawidze swiooejgo życia!
Retrospekcje
-Panie Heather, nie dajemy jej w dużych szans... Może 10%... Chyba sam pan rozumie jak to mało...
-Nasza matka leci tu już z Dublina! to kwestia miunut!
-Rozmuiem, ale... Jest świetnym chirurgiem, ale... nie dokona cudu.
Philip rozesmiał sie gorzko.
-Nie?! Jeszcze zobaczymy! Ona jest silna, moja siostra jest silniejsza niz się panu wydaje!
Lekarz tylko skinał glową, widział, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Philip trzymając sie za glowe chodził w ta i spowrotem po korytarzu. elizabeth miala liczne obrażenia wewnętrzene, krwotok, miała polamane żebra, przetracony kregosłup... Jednym słowem była w stanie, w jakim normalny czlowiek już dawn by nie zył. Matka pojawiła sie po 15 minutach, od razu wpadła na salę. Tyle ja widział. Operacja trawała 15 godzin, w tym czasie 4 razy ją reanimowali... Po tych 15 godzinach matka wyszła z sali z usmiechem. Podeszła do Philpa. Uscisneła go i powiedziała: - To cud... Cud! - Faktycznie, trudno bylo inaczej to wytłumaczyc, choc inni lekarze próbowali przypisac ten "cud" umiejętnością Caroliny Heather.
Przed trzy tygodnie dzieczyna była w śpiączce, wreszcie sie obudziła...
-Lizzy... Liz, kochanie... Jestem tutaj... - powiedział Philp widzac jak się budzi. Miał łzy w oczach.
-Gdzie on jest...
-Liz... David... - zaczął się jąkac jej brat.
-Nie żyje, prawda? - powiedziała spokojnie Liz po chwili.
Philip nie odpowiedział, zapanowała cisza.
-To moja wina... Zabiłam go.... Zabiłam najbliżza mi osobe! Jestem morderczynia! Jestem wdowa.... - powiedziala przez łzy.
Nie... Nie jesteś, to był wypadek Liz... Chwieczkę... Co... co ty powiedziałaś?! Wdową?!
Liz nie odpowiedziała. Przez najbiższe dwa miesiące nie odezwała się już słowem... Przeszła długą rehabilitację, zanim wróciła jej pełna władza w ciele...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|